Jak jest w Legolandzie?
Ten, kto lubi składać klocki Lego, na pewno słyszał kiedyś nazwę Billund. Właśnie w tym mieście zostały one stworzone i przez całe to zamieszanie, powstał tam park rozrywki.
Zanim opowiem Wam, jak jest w Legolandzie, zajmijmy się jego otoczeniem.
Billund możemy odwiedzić w ciemno i liczyć na to, że w jego centrum znajduje się np. rynek z jakąś uroczą kawiarnią. Możemy też wpisać tę nazwę w wyszukiwarkę, po czym dojść do wniosku, że miasto liczące 6194 mieszkańców, niekoniecznie potrzebuje wielu miejsc, gdzie tłumy wyskoczą na kawkę.
Nie wiem jak jest obecnie, ale kiedy byłam tam jeszcze przed otwarciem Lego Idea House (wrzesień 2017) sytuacja wyglądała następująco: jedynym miejscem, w którym można było usiąść wieczorem okazała się Billund Pizza. Bardzo tłusta pizza.
I kiedy nastroje po takiej nieciekawej kolacji nie były zbyt dobre, pocieszeniem okazało się oglądanie kolorów nieba w Billund. Zdjęcie poniżej przedstawia supermarket i jest całkowicie #nofilter. Ładnie, prawda?
Do Billund można przyjechać autobusem z Vejle (a do Vejle z Kopenhagi) albo po prostu przylecieć samolotem. Z Polski lata tam Wizz Air z Warszawy i Gdańska.
Tak, Billund to małe miasteczko, wśród skandynawskich pól, posiadające swoje lotnisko.
A jak się już tam przyleci, to przecież coś trzeba robić. Legoland to nie jedyna tamtejsza atrakcja. W Billund można też przejść przez wysoką bramę parku wodnego Lalandia i znaleźć się na tropikalnej plaży.
Jest to naprawdę wyjątkowe zestawienie – mało mieszkańców, lotnisko i dwa parki rozrywki ogrodzone murami lub w części płotem. Barykady te uniemożliwiają podglądanie, co dzieje się w środku. Choć z Legolandem sprawa jest prostsza, coś tam można dojrzeć.
Oprócz parków rozrywki są też w Billund hotele, gdzie można odpocząć od nadmiaru atrakcji. Hotel Legoland połączony jest z krainą klocków, a Svanen czy Propellen, są oddalone od niej zaledwie o kilkuminutowy spacer.
Jak jest w Legolandzie?
Tłoczno.
Gdy już znajdziemy się w środku Legolandu, szokuje przede wszystkim ilość turystów, a nie klocków. Podejrzewam, że dziennie przewyższa ona liczbę wszystkich mieszkańców Billund. Odwiedzający Legoland to w zdecydowanej większości rodzice z dziećmi i wózkami mieszczącymi całodzienny ekwipunek.
W takiej sytuacji nie da się uniknąć kolejek i trzeba trochę poczekać (10-15 minut), żeby zażyć rozrywki. Warto zacząć zwiedzanie od tarasu widokowego, który wjeżdża na górę, by się trochę zorientować w terenie.
Atrakcje są zwykle czynne o godzinę krócej niż cały park. Dzięki temu możemy sobie spokojnie pospacerować i zadumać się, jak szybko tego typu miejsce może opustoszeć.
To idealny czas na zdjęcia lub zwiedzanie Minilandu, czyli miast i wsi zbudowanych z Lego.
Budynki, ich mieszkańcy, samochody, promy, pociągi, fabryki i malownicze domki nad strumykiem – to wszystko jest z klocków (oprócz roślin i wspomnianego strumyka). Zaciekawił mnie sposób poruszania się pojazdów. Niezauważalne czujniki sprawiają, że żaden z nich nie myli swojej trasy.
Wesoło.
Jeśli dodatkowo trafimy na słoneczną pogodę, wizyta w Legolandzie to naprawdę idealny sposób na spędzenie co najmniej dwóch dni. Czas mija tam dość szybko, więc polecam kupić bilet umożliwiający dwa wejścia.
Zupełnie nie powinno dziwić, że w Legolandzie jest głośno. Zwłaszcza przy atrakcjach jeżdżących szybko, pokonując przy tym spore różnice wysokości. Ale wsiadłam, pocieszając się tym, że przecież to jest dla dzieci, więc i ja dam radę.
Ponadto zewsząd gra muzyka, która może zacząć przeszkadzać dopiero wtedy, kiedy zostaniemy w danym miejscu trochę dłużej. Na pewno zorientujemy się, że zaczęła się ona powtarzać. Co gorsza – większość piosenek mimowolnie wpada w ucho i będziemy sobie je podśpiewywać. Dźwięki są różne w zależności od krainy tematycznej. Melodię z Safari jestem w stanie przypomnieć sobie w każdym momencie i nie wiem, czy to właściwie dobrze.
Różnie.
Każda z krain tematycznych ma przyporządkowane atrakcje. Najnowsza, czyli Ninjago, proponuje interaktywną przejażdżkę kolejką, podczas której walczymy z trójwymiarowymi bohaterami (mamy specjalne okulary). Możemy też przejść przez laserowy labirynt, co wymaga trochę gimnastyki. Są oczywiście też klasyczne kolejki z zaskakującymi zakrętami, czy propozycje dla młodszych dzieci.
Różnorodność widoczna jest też w grach typu „strzelnica”. Do wygrania są tradycyjnie pluszaki, ale nie mają one nic wspólnego z Lego.
Podobne rozczarowanie spotkało mnie w sklepikach Lego, które są w każdej krainie i wydawać by się mogło, że przez to każdy będzie oferował odmienny asortyment. Niestety, wszędzie jest podobnie, a Lego czasem ustępują miejsca innym zabawkom. Dzieje się tak również w głównym sklepie, znajdującym się nieopodal wejścia. Jednak jego dużym plusem jest dostępność wielu zestawów klocków.
Kreatywnie.
W wielu miejscach Legolandu można sobie po prostu coś zbudować. Są stoliki z wbudowanymi pojemnikami na klocki. Zwykle towarzyszą temu silne emocje i pojedyncze elementy spadają na ziemię, ale zawsze na koniec dnia trafiają one na swoje miejsce.
Podobnie jak w Lego Store w Kopenhadze, tutaj również można skompletować własne minifigurki. Jest jednak trochę więcej elementów, pogrupowanych tematycznie, ale to nie ma znaczenia, bo i tak każdy przekopuje te pudełka w poszukiwaniu wyjątkowego klocka. Dostępnych jest również wiele breloków Lego, ale ich niestety nie da się rozłożyć.
Zaskakująco.
Czy wiedzieliście, że w Legolandzie jest akwarium?
Planując wizytę w Legolandzie warto sprawdzić, czy danego dnia jest czynny. Nawet w sezonie (od kwietnia do października) może zaskoczyć nas zamknięta brama, jeśli wybierzemy się tam całkowicie spontanicznie.
Więcej o Legolandzie dowiecie się z moich relacji filmowych, do obejrzenia których Was zapraszam 🙂