Kołobrzeg jest dalej niż Koloseum
Napięte plany wycieczek Rzym w 72h są do zrealizowania, jednak niezależnie od tego ile dni mamy do dyspozycji, moją radą jest, by wybierać maksymalnie dwie atrakcje na dzień. Jeśli tempo jest zbyt szybkie może nam umknąć coś ważnego. Obserwuję to zjawisko w muzeach. Po około godzinie jestem już tak przepełniona wrażeniami, że nie jestem w stanie odpowiednio odbierać kolejnych złotych ram.
Czas podróży to tryb obserwacja. Zamiast zobaczyć wszystko i trochę więcej, lepiej jednak zatrzymać się na dłużej przy wybranej rzeczy niż biec do pięciu kolejnych.
Jest to mój subiektywny przegląd atrakcji, odwiedzonych podczas drugiej już wizyty w Rzymie.
Kołobrzeg jest dalej niż Koloseum.
Na lotnisko Chopina w Warszawie jedziemy pociągiem. Z Łodzi wyjeżdżamy po godzinie 8, w okolicach godziny 17 idziemy już na spacer po Via Cavour. Pociąg o 17:50 dojedzie wreszcie do Kołobrzegu.
W kolejce do wejścia na pokład samolotu stoję z torebką i teczką z biletami, która jest obiektem zainteresowania pewnego podróżnika, czekającego za nami. Rzuca on poważne:
– Z tym nie wejdziecie.
Widząc nasze zaskoczone spojrzenia, dodaje:
– Żartowałem.
Po locie (WizzAir) odbieramy bagaż i przechodzimy przez lotnisko do stacji pociągów jadących na dworzec Roma Termini. Za 14 euro jedna osoba dorosła może z lotniska przenieść się do centrum Rzymu.
Watykan – Plac i Bazylika Św. Piotra
Dojeżdżamy metrem. Na plac (niestety na tę drugą część) udaje nam się wejść punktualnie o 12, patrzymy więc w stronę Papieskiego Okna, co jest utrudnione, bo pada deszcz z saharyjskim piaskiem i ludzie rozkładają parasole, by ochronić ubrania.
Gdy Papież Franciszek kończy przemawiać, pozdrawiać pielgrzymów i błogosławić, zaczyna się wielkie przeszeregowanie. Jedne tłumy wychodzą z pierwszej części placu, a drugie tłumy chcą tam wejść.
Według obowiązującej wszędzie zasady „najpierw się wychodzi, potem wchodzi” czekamy około pół godziny, aż ten proces, dosłownie, przejdzie.
Gdy już udaje się nam znaleźć na placu, podejmujemy wyzwanie „kolejka do bazyliki”. W sumie czekamy około 50 minut, ale koniec ciągle się oddala, więc obiektywnie licząc, w tej kolejce można stać też i dwie godziny.
W Bazylice oglądamy wszystkie ważne miejsca – Konfesję Św. Piotra otoczoną czterema kolumnami, grób św. Jana Pawła II, Pietę Michała Anioła, Drzwi Jubileuszowe.
Wielkość bazyliki robi wrażenie, ogromna kolejka ludzi rozprasza się po niej, w środku dla każdego znajdzie się miejsce.
Decydujemy się również obejrzeć Plac Św. Piotra z perspektywy szczytu kopuły bazyliki. Można kupić bilet na schody lub windę (odpowiednio 8 lub 10 euro – mój książkowy przewodnik twierdzi, że 5 i 7, ale czasy się zmieniają).
Wjeżdżamy windą, co polecam, bo schodów i tak nie da się później uniknąć. Wchodząc na kopułę najpierw oglądamy wnętrze bazyliki z góry, potem przez strome klaustrofobiczne korytarze dochodzimy na szczyt, z którego robimy zdjęcia panoramy Rzymu, uważając, by nie znalazła się na nich krata dbająca o bezpieczeństwo zapatrzonych w dal turystów.
Nietrudno się domyślić (choć miałam nikłą nadzieję, że droga powrotna wygląda jednak inaczej), że kończąc wizytę na kopule, trzeba zejść podobnymi schodami. Jest naprawdę mało miejsca, dla ludzi panikujących w takich sytuacjach jest to przeżycie co najmniej trudne. Jednak gdy udaje mi się pokonać to zejście, pocieszający jest widok tarasu znajdującego się za plecami ogromnych posągów Jezusa i Apostołów, wieńczących dach Bazyliki, które oglądaliśmy z dołu. Zaskakujące jest to, że jest tam toaleta, sklepik z kanapkami, przekąskami, napojami i kawą, a także skrzynka na listy oraz niedziałający (lub zamknięty w niedzielę) sklep z pamiątkami.
Na żadnej lekcji historii sztuki nikt nie wspominał, że można usiąść za plecami Jezusa i coś przegryźć.
Po tej niespodziewanej kanapce zjeżdżamy windą do Bazyliki, decydujemy się już wyjść, przechodzimy przez plac, fontanny mienią się cudnie w popołudniowym słońcu, a mnie jest trochę smutno, że ten punkt wycieczki już jest na liście „zobaczone”.
W drodze do metra wchodzimy do delikatesów Castroni, gdzie półki uginają się od jedzenia. Długo wybieram oliwę, w sumie wychodzę z dwiema. Kupiłabym tam jeszcze wiele innych rzeczy, ale w trakcie zwiedzania lepiej nie nosić ze sobą zbyt wielu słoików. Smakosze kawy, też znajdą w tym sklepie wiele pysznych niespodzianek, a kawiarki Bialetti są tam dostępne chyba we wszystkich kolorach i rozmiarach.
Koloseum
Koloseum to wizytówka Rzymu. Miejsce, gdzie turyści zaczynają swoje podboje, punkt kulminacyjny.
Barwny tłum składający się z turystów, sprzedawców selfie sticków i pamiątek za 1 euro oraz niby to starożytnych Rzymian przebranych w plastikowe zbroje (zdjęcie z nimi oczywiście płatne) jest trudny do przejścia.
Pod żadną inną atrakcją nie widziałam tylu przewodników mówiących we wszystkich językach, zachęcających, by wejść do amfiteatru bez kolejki (oczywiście dzięki wyborze jego osoby), a w przypadku odmowy, twierdzących, że dziś już do Koloseum nie da się już wejść, bo nie pracują kasy. Chyba, że kupimy od niego ten bilecik.
Kasy pracują. Zakup biletu trwa 2 minuty. Może udać się to nawet bez kolejki. Rok temu była kolejka, ale czekanie w niej nie trwało dłużej niż 20 minut. Bilet, który łączy w sobie możliwość wejścia do Koloseum, na wzgórze Palatyn i teren Forum Romanum kosztuje dla osoby dorosłej 12 euro. Musimy jednak liczyć się z tym, że w kasach naprzeciwko Koloseum płatności można dokonać jedynie kartą.
Mamy bilet, czekamy przy wejściu. Niecałe 10 minut trwa dojście do bramek prześwietlających torby.
Potem idziemy przed siebie rozglądając się wokół i analizując jakie to te mury wiekowe, aż pojawiają się schody.
Bardzo wysokie i trudne w pokonywaniu kolejnych stopni. Dzięki nim można znaleźć się na środkowym poziomie Koloseum. Obchodzimy je jeden raz dookoła. Trochę patrzymy w dół, gdzie jest odtworzony jedynie kawałek „podłogi” amfiteatru, a trochę w drugą stronę, gdzie można obejrzeć okolicę przez ogromne okna zwieńczone łukami. Na tarasie widokowym znajdującym się nieopodal sklepu z pamiątkami jest bardzo dużo turystów. W sklepie kupujemy wodę, ale niestety została tylko gazowana.
Podczas całej wizyty w Koloseum zastanawiałam się jak wyjść na tę odtworzoną część areny. Stamtąd najlepiej byłoby zajrzeć w głąb pozostałych ruin. Potem dowiedziałam się, że aby zwiedzić trzeci poziom i podziemia, należy dokupić dodatkowy bilet oraz przejść przez Koloseum z przewodnikiem. Trudno.
Galleria Nazionale d’Arte Moderna
Przestrzeń wystawy czasowej to zawsze spójna ekspozycja prezentująca temat wyczerpująco i pokazująca sztukę, a nie naciągane koncepcje, czego w muzeach nie znoszę.
Poprzednio podobał mi się pomysł na prezentowanie malarstwa (portrety) jako wybory Miss i Mistera.
Podczas ostatniej wizyty moją uwagę przykuły wielkoformatowe obrazy wyklejane z małych koralików. Były one częścią wystawy prezentującej dokonania afrykańskich artystów.
Muzeum ma również swoją stałą ekspozycję. Malarstwo, rzeźba, instalacja – wszystko w odpowiednich proporcjach, w pomieszczeniach, których sufity są bardzo wysoko nad naszymi głowami. W muzeum są również ogromne białe okna, które upodabniają korytarze łączące przestrzenie wystawowe do pałacowych komnat.
Jest tu bardzo dużo dobrej przestrzeni, gdzie można odetchnąć sztuką.
Jest to moje ulubione rzymskie muzeum. Podoba mi się również w kwestii wystroju recepcji, szafek na torby, sklepu i miejsca wypoczynkowego. Białe napisy łączące w sobie nowoczesną ilustrację znajdują się na frontach mebli z jasnego drewna. Jest to uzupełnione przez kilka welurowych kanap. Ta w kolorze głębokiej żółci jest moją faworytką. Czy muszę wspominać o roślinach w dużych donicach? Nie, bo pewnie wyobraziliście sobie, że idealnie uzupełniły to wnętrze. Macie rację.
Muzea Kapitolińskie
Wiedzieliście, że nie można filmować Wilczycy Kapitolińskiej? Ja nie. Mam jednak zdjęcia. Jeśli czytają to jacyś uczniowie plastyków, można tam zobaczyć również rzeźbę „z kanonu” czyli Chłopca wyjmującego cierń ze stopy. Natomiast w wielkoformatowymi dziełami o dawnej dacie, zajmującymi całe ściany w komnatach i przedstawiającymi bitwy mam problem. Szanuję, ale nie są dla mnie synonimem zachwytu.
Po zwiedzaniu na pewno warto wyjść na taras przy kawiarni i obejrzeć panoramę Rzymu. Zwłaszcza o zachodzie słońca.
MAXXI | Museo nazionale delle arti del XXI secolo
To nie jest tylko muzuem sztuki. Nazwałabym to raczej przedsięwzięciem, które łączy w sobie wiele pomysłów. Przestrzeń wystawowa, restauracja, kawiarnia ze sklepem z gadżetami i przestrzenią kreatywną, biblioteka, plac na którym można spotkać dzieci grające w piłkę lub przechodniów, którzy spiesząc się gdzieś przechodzą przez niego „na skróty”.
MAXXI stawia na sztukę najbardziej aktualną, poszukującą. Galerie szkiców oprawionych w ramki zdobią niejedną ścianę tego miejsca. Ogromne ekrany prezentują videoarty. Tutaj pojawia się pytanie: czy powierzchnia około 8 x 6 m wyświetlająca mężczyznę oklepującego się pod prysznicem w celu „zagrania” melodii to przesada?
Moim zdaniem tak. Kolejną kwestią, która budzi moje wątpliwości jest celowość ustawiania na środku sali instalacji wyglądającej jak sterta złomu i wydającej dźwięki kojarzone z taką materią, czyli niekończące się buczenie.
MAXXI stawia na doświadczanie.
Tematem jednej z wystaw był kosmos, grawitacja, Einstein. Mogliśmy tam zamyśleć się nad prędkością światła, zobaczyć dawne teleskopy, pająka uwięzionego w podświetlonej białej sieci, termoaktywne projekcje i stół w kształcie leju imitującego układ słoneczny.
Pan z ochrony co chwilę wrzucał do niego drewniane kule (planety), które okrężnym ruchem spadały w dół, by znowu zostać rzucone.
Spotykamy się również z przestrzenią Blackout. Pomieszczenie, w której jedynym źródłem światła jest ekran, na którym wyświetlane są przestrzenie z jakiejś czarnej planety. Są to spokojne obrazy, nie wiem czy relaksujące czy niepokojące. Przed ekranem leżą ogromne poduszki, na których można spocząć lub uratować się od upadku spowodowanego nierówną podłogą. Specjalnie ktoś chciał tam wprowadzić błędniki w czarne szaleństwo.
Malarstwo było, obrazy zaaranżowane jak wnętrze pracowni, w której ktoś przed chwilą skończył tworzyć owe dzieła. Trochę to wyglądało ciekawie, trochę jak poczynania licealistów. Tematyka internetowa, treści pornograficzne tuż obok Karla Lagerfelda i Instagrama.
A w jednej z sal był remont i zmiana ekspozycji.
Vlogi z opisywanych miejsc:
La Galleria Nazionale d’Arte Moderna
MAXXI Museo nazionale delle arti del XXI secolo
Zdjęcia tym razem analogowo (oprócz tytułowego). Aparaty na kliszę są super.
A co Wy lubicie w Rzymie najbardziej?